Opowiadania zawierają wulgaryzmy oraz wątki homoseksualne. Jeśli coś nie gra, proszę, opuść bloga.

1 czerwca 2015

PROLOG
Siedziałem cicho w szafie niczym mysz pod miotłą. Słyszałem przytłumione głosy dobiegające z kuchni, niosące się korytarzem aż na piętro. Nie wychodziłem, nie wychylałem się. Bałem się tego co się dzieje. Jak zwykle o tej samej porze. Każdego dnia o dwudziestej pierwszej z pracy wracał ojciec. Wkurwiony już w drzwiach wejściowych zrzucał marynarkę, rozwiązywał krawat i zmierzał do kuchni, by chwilę później rzucać w kierunku żony wiązankę przekleństw, obarczając ją o stan w jakim jest on sam, jego dom i praca. Chwytał ją za gardło uniemożliwiając oddychanie, rzucał nią o ścianę jakby była szmacianą lalką, okładał po głowie pięściami, podduszał krawatem, szarpał, popychał, a nawet gwałcił. Nie przejmował się tym, że mogę to wszystko słyszeć. W takich momentach prawdopodobnie zapominał, że ma kilkuletniego syna, który boi się i nie rozumie zaistniałych sytuacji. Owszem, połowy rzeczy nie rozumiałem, ale wiedziałem, że dzieje się coś niedobrego skoro mama każdego wieczoru kazała chować mi się w szafie, zasłaniać uszy i być cicho. Słysząc przytłumione wrzaski, rozbijane szkło, niezidentyfikowane huki, wiedziałem, że powinienem coś zrobić, ale nie potrafiłem. Strach mnie paraliżował, przejmował kontrolę nad ciałem.
W końcu nadszedł TEN dzień. Dzień, w którym coś we mnie pękło. Nie potrafiłem już siedzieć cicho z założonymi rękami i czekać na rozwój wydarzeń, by następnego dnia znaleźć mamę zakrwawioną na podłodze w kuchni. Kiedy tylko usłyszałem pierwsze przekleństwa wydobywające się z ust ojca, wyszedłem po cichu z pokoju i skierowałem się w dół schodów. Przycupnąłem za drzewkiem bonsai, które mama dostała w prezencie od przyjaciółki i które idealnie mnie zasłaniało. Nasłuchiwałem tej samej rutyny, jednocześnie zaglądając ostrożnie do wnętrza kuchni. To, co tam ujrzałem sprawiło, że aż poleciałem do tyłu, upadając i uderzając tyłkiem o podłogę. Nie, nie może być... To nie może być prawda, pomyślałem, po czym szybko wstałem i niepewnie wszedłem do pomieszczenia, by chwilę później upaść na kolana obok zastygłego ciała rodzicielki.
- Mamo? Mamo! Obudź się, mamo, proszę! - Chwyciłem ją za ramię i zacząłem potrząsać, czując pierwsze łzy spływające po moich policzkach. - Mamo!
- No w końcu wylazłeś z nory! Cholerny bachorze, z tą dziwką jeszcze nie skończyłem, ale to nie problem. Ty będziesz kolejny. - Zaśmiał się mężczyzna, chwytając butelkę z whisky i pociągając parę łyków.
Spojrzałem na niego zdenerwowany i sapnąłem cicho. Musiałem coś zrobić, teraz. Nie bardzo wiedząc co mężczyzna będący rzekomo moim ojcem ma zamiar zrobić, rzuciłem się do najbliższej szuflady i wyciągnąłem... wałek do ciasta. Niewiele myśląc, stanąłem nad ciałem matki w pozycji obronnej i skierowałem jeden z końców wałka w kierunku mężczyzny.
- I co? Masz zamiar mnie dźgnąć tą kupą drewna? - Prychnął rozbawiony i kontynuował picie.
Zagryzłem wargę, obejrzałem się na mamę, po czym znów spojrzałem na tatę. Nie chciałem mu robić krzywy. Przecież mimo wszystko to mój tata, ale jednocześnie nie mogłem pozwolić, by dalej katował mamę. W tej chwili liczyło się dla mnie to, by mamie nic się nie stało, by się poruszyła i powiedziała, że wszystko będzie dobrze, mimo że wcale tak nie będzie.
- Mam dość bachorze, skończmy to szybko. Bądź grzecznym szczylem, odsuń się od matki, idź spać, nas zostaw samych, a gwarantuje ci, że zostawie cię dziś w spokoju. - Obserwowałem jak rzuca pustą butelkę w naszym kierunku, lecz ta omija cel i trafia w szafkę za nami, roztrzaskując się na setki małych kawałeczków. - Rusz się szczawiu!
Drgnąłem, nie wierząc w to, co usłyszałem. Niewiele się zastanawiając, ruszyłem z miejsca i końcem wałka uderzyłem ojca w krocze z taką siłą, jaką był w stanie uderzyć siedmiolatek. W sercu poczułem dziwne ukłucie, nie wiedząc czym jest spowodowane. Wypuściłem wałek z rąk, kucając przy mamie i próbując ją odciągnąć. Niestety ani drgnęła. Sprawdziłem jej puls tak jak mnie uczyła i odetchnąłem z ulgą, czując słabe tętno.
- Ty cholerny śmieciu! Ja ci dam mnie atakować! - Poczułem jego rękę na swoim karku, która uniosła mnie jakbym był piórkiem i odrzuciła, sprawiając, że z łoskotem uderzyłem w ścianę. Jęknąłem, próbując się podnieść, co tylko rozwścieczyło mężczyznę, który przygwoździł butem moją głowę do ziemi, kładąc na nią nacisk. Wrzasnąłem, starając się wyrwać. Szamotałem się jak nawiedzony, szarpałem rękami nogawkę jego spodni, by ten zdjął nogę, lecz bezskutecznie. W zamian ojciec chwycił szklankę, którą rzucił tuż przy moim ciele. Poczułem jak odłamki szkła trafiają mnie w ręce.
- Chciałem wpierw wykończyć tę dziwkę, ale skoro śpieszno ci tak szybko do grobu to proszę bardzo. - Kat zdjął nogę z mojej głowy tylko po to, by wziąć większy odłamek szkła i przystawić mi go do karku. Chłodne szkło dotykające delikatnej skóry na nim. Przełknąłem ślinę i zacisnąłem oczy. Czekałem na atak, lecz ten nie nastąpił. Zamiast tego usłyszałem krzyk ojca i odgłos szamotaniny.
- Nie waż się grozić mojemu dziecku! - Uniosłem powoli obolałą głowę i ujrzałem mamę przypartą do ściany. Miała rozwalone oba łuki brwiowe i wargę, z których wciąż sączyła się krew, włosy potargane i ubabrane krwią, biała bluzka zmieniła kolor na szkarłatny, a jej oczy... jej oczy zapłonęły żywym ogniem. Próbowała się wyswobodzić z uścisku męża, ale na próżno. Uchwyt miał zbyt silny.
- Uciekaj Yijeongie! Uciekaj z domu i nie wracaj! Biegnij! - Wrzasnęła mama, patrząc na mnie intensywnie i starając się zbytnio nie poruszyć głową. Namsoo przystawił żonie nóż do szyi, w drugiej ręce dzierżąc odłamek szkła. Słysząc słowa partnerki, uśmiechnął się pod nosem i wbił jej owy odłamek w nadgarstek, nie przejmując się krzykami. - Agrh! Yi... jeong!
Paraliż ciała powrócił ze zdwojoną siłą na widok cierpiącej rodzicielki. Starając się zignorować ból i powstrzymać od zwymiotowania, wstałem i chwyciłem niezbyt ostrożnie jeden z wielu kawałków szkła. Korzystając z chwili nieuwagi, niewiele myśląc, rzuciłem się na kata i wbiłem mu szkło w nogę, przecinając parokrotnie skórę.
- TY KURWO MAŁA! PIEPRZONY SZCZYL! - Zawrzał mężczyzna i odepchnął żonę, robiąc szybki zwrot i przeszywając mój bok ostrzem noża. Załkałem, chwytając się za krwawiące miejsce i to był dosłownie moment nim zarejestrowałem co się właściwie stało.
Jak przez mgłę i łzy ujrzałem jak mama rzuca się na partnera, chcąc go odciągnąć ode mnie, a Namsoo, jakby tylko na to czekał, szybkim ruchem i tym samym nożem trafia żonę w serce, by po chwili wyjąć ostrze i dźgnąć raz jeszcze... i jeszcze raz, i jeszcze raz. Chyba krzyczałem, płakałem, wrzeszczałem, wpadając w coraz to większą histerię. Upadłem na kolana, krzycząc wniebogłosy. Darłem się i podczołgałem do mamy, starając się zatamować krwawienie. Mówiłem do niej, błagałem, by mnie nie zostawiała, płakałem, wtulając buzię w zagłębienie jej szyi. Cały byłem pokryty jej krwią, ale się nie przejmowałem, tak jak tym, że mam otwartą ranę na żebrach. Wrzasnąłem po raz kolejny i spojrzałem na zadowolonego z siebie kata. Moje serce nie wytrzymało, poczułem jakby coś w nim dodatkowo eksplodowało. Spojrzałem na swoje ręce i na nóż rzucony na podłogę. Chwyciłem go, próbując wstać i nie wywrócić się. Namsoo tylko parsknął śmiechem jakby sądził, że nic nim nie zdziałam. Zacisnąłem rękę, w której trzymałem nóż i mając już wszystkiego dość, czując wściekłość, bezsilność, słabość i drżenie, wykonałem pchnięcie w momencie kiedy usłyszałem strzały. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam była ciemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz